Remanent 2024

Kończący się rok należał do obfitujących w atrakcje, nieoczekiwane zwroty akcji, a nauka i szkolnictwo wyższe trafiły na pierwsze strony gazet i portali, choć niekoniecznie w najbardziej pożądanym kontekście. Jak przystało na dobry serial sensacyjny ten sezon kończymy cliffhangerem: reforma ewaluacji w proszku, projektów zapowiadanych zmian w prawie o szkolnictwie wyższym i nauce nikt jeszcze nie widział, kilka projektów ustaw utknęło w Sejmie, a w dodatku chwilowo nie mamy Ministra Nauki i nie wiemy, kto ten uroczy chaos ogarnie. W przeciwieństwie do widzów produkcji Netflixa wiemy jedno: następny sezon atrakcji mamy jak w banku.

Jak zatem w skrócie przedstawia się stan gry: zlikwidowano parę ośrodków utworzonych przez poprzednią ekipę, pojawiły się problemy z instytucjami takimi jak IDEAS NCBiR tworzonymi jako alternatywa czy raczej bypass dla skostniałego systemu nauki, zapowiedziano likwidację Akademii Kopernikańskiej, choć z zapowiedzi ostało się tylko obcięcie finansowania konkursów grantowych, pojawił się projekt rewolucyjnej ustawy o Polskiej Akademii Nauk, który nawet spokojnych akademików wyprowadził z równowagi oraz równie emocjonalnie przyjęty projekt nowego rozporządzenia w sprawie wykazu wydawnictw i czasopism punktowanych. Do tego dochodzą zapowiedzi ograniczeń przyjmowania studentów zagranicznych, projekty zmian w przepisach o nauce i szkolnictwie wyższym, których nikt jeszcze nie widział. Zrealizowano natomiast zapowiedź odejścia od wykazu czasopism w wersji ministra Czarnka. Mamy nowy, skonstruowany na tej samej podstawie prawnej, co wszystkie poprzednie. Od strony jurydycznej nasz światek wygląda więc tak, że jest jak było tylko bardziej. System w wiecznej przebudowie, nie zaktualizowane od prawie dekady wskaźniki czasopism na SCOPUS i WoS. Czyli jak ktoś napisał teraz coś do czasopisma z górnych 5% na SCOPUS może dalej dostać 40 pkt, a za publikację w czasopiśmie z tegoż SCOPUSa z hukiem wywalonego – 100 pkt. I nie, nie obciążam tym ministerstwa. To praca na żywej materii, i to takiej, która niekoniecznie czuje potrzebę zmian.

Do tego dochodzą rozmaite większe lub mniejsze katastrofy wynikające z dziur w systemie albo z tego, że przyzwyczailiśmy się traktować naukę i szkolnictwo wyższe jako coś, gdzie etyka jeszcze ma znaczenie. Sprawa Collegium Humanum jest tylko jednym z przykładów. Samo zaś środowisko akademickie wydaje się być w okresie ostrej wymiany pokoleń. Ci z nas, którzy zaczynali kariery przed 1989 r. odchodzą na emerytury, ci, którzy zaczynali w latach przełomu wchodzą w etap, na którym przejmuje się odpowiedzialność za system, a to pokolenie, które wychowało się już w epoce grantów, otwartych granic i trochę innej siły nabywczej złotego patrzy po części na tamte dwa jak na kompletnych patałachów, którym nic nie wyszło i dlatego blokują szanse młodzieży. Ci pierwsi w odruchu obronnym też nie pozostają dłużni. W dobie prostych recept w stylu sexagenarios de Ponte współpraca między tymi pokoleniami wydaje się niemożliwa, więc pewnie zamiast próbować załatać tę naszą mocno przeciekającą akademicką łódkę spędzimy następnych parę lat na walce o zasoby i prestiż. Co w najgorszym przypadku oznacza, że zwycięzca zostanie Królem Szczurów rządzącym mało atrakcyjnym wrakiem. Wolałbym, żeby świat ułożył się inaczej, ale chyba nie ma na to szans.

Tymczasem może warto , w przerwie między optymalizacją ewaluacyjną a narzekaniem, że konkurencja publikuje w niewłaściwych czasopismach z właściwymi wskaźnikami zastanowić się, jak można by tę naszą bańkę urządzić. Ktoś w końcu zostanie ministrem, a wymiana pokoleń zakończy się szybciej niżbym chciał.

Na dużą reformę pewnie nie ma miejsca, bo i świat zmienia się zbyt szybko, żeby dało się zrobić coś na miarę epoki wielkich kodyfikacji. Jeśli cokolwiek miałoby być motywem przewodnim najbliższego roku to może próba uproszczenia i uelastycznienia systemu. Obecny przypomina bowiem nieco klasowy system faufreluches z Diuny, ma tylko tę jedną wadę, że w przeciwieństwie do imperialnego nie działa tak, jak powinien.

Skoro wprowadziliśmy system z uczelniami badawczymi, akademickimi i zawodowymi to pójdźmy krok dalej i w ramach naszych faufreluches przyznajmy każdej z tych grup inne kompetencje, osobny strumień finansowania i osobne zasadny oceny. Być może warto by było także ułatwić uczelniom zawodowym pogodzenie misji dydaktycznej z potrzebą prowadzenia badań. Uczelnie zawodowe biorą udział w ewaluacji, jednak nie przekształcają się w akademickie: jest zatem potrzeba jakiegoś kompromisu. Takim kompromisowym rozwiązaniem mogłoby być powołanie graduate school wspólnej dla wszystkich uczelni zawodowych i prowadzącej szkołę doktorską dla pracujących. Ewaluowana byłaby ta właśnie graduate school, a nie uczelnie zawodowe.

Jeśli chodzi o sieć instytutów, to nie jest to rzecz do uporządkowania na szybko. Można sięgnąć w zakresie ich organizacji do pomysłów czeskich. Znacznie ciekawszy problem to jednak wprowadzenie mechanizmów współpracy instytutów PAN z uczelniami badawczymi i akademickimi, a sieci Łukasiewicz z uczelniami zawodowymi. Rozwiązania wymagają także organizacja i zasady działania instytutów „branżowych,” tych, które powstawały jako zaplecze intelektualne poszczególnych ministerstw.

Uelastyczniłbym też dydaktykę – w dobie nieoczywistości studiów jako standardowej ścieżki edukacyjnej może warto by było umożliwić budowanie studiów etapami, przez kwalifikacje cząstkowe, z których można by było skonstruować zestaw kursów kończący się licencjatem lub magisterium. O potrzebie takiej przekonuje także przykład wielu osób, w tym polityków, którym życie ułożyło sie tak, że mają za sobą kilka lat studiów, z których żadnych nie ukończyli. I kombinują jak konie pod górę, żeby ten etap w jakikolwiek sposób zakończyć. Coś w rodzaju amerykańskiego Bachelor of Professional Studies i być może wprowadzenie stopnia Associate/Foundation Degree mogłoby częściowo choćby ten problem rozwiązać.

Last but not least – ewaluacja. Po doświadczeniach ostatnich ponad dwóch dekad mam propozycję prostą: odpuśćmy sobie ocenę jak w szkole. Zróbmy wykaz wydawnictw i czasopism uznawanych za naukowe i sprawdzajmy, czy dany ośrodek takie publikacje ma. Jednocześnie wypracujmy kryteria dla jednostki bardzo dobrej i bardzo złej. Jeśli jakiś ośrodek w danej dyscyplinie znajdzie się w obszarze zielonym (bardzo dobry) albo czerwonym (bardzo złe badania) poddajmy taką jednostkę weryfikacji przez międzynarodowy zespół ekspertów, który przyzna laurkę i dodatkowe fundusze, zaproponuje program naprawczy albo po prostu likwidację jednostki.

Na razie czekamy na nowy sezon serialu, z nową obsadą i nadzieją na kolejne dające się oglądać sezony.

Szczęśliwego Nowego Roku!