Przetnijmy ten wrzód!

Coraz mocniej wybrzmiewają pomysły na poradzenie sobie z ewaluacją jednostek naukowych. Mam przy tym lekką Schadenfreude, bo im głośniej ktoś krzyczał, że bibliometria jest super a kto twierdzi inaczej (głównie humanistyka i część nauk społecznych) ten się po prostu boi obiektywnej oceny, tym głośniej teraz domaga się zaniechania ewaluacji albo przedłużenia okresu oceny. Do protestów dołączyły uczelnie medyczne, rektorzy UJ, a ostatnio pomysły te zyskały poparcie w ankiecie dla członków ZNP. Tymczasem nie tędy droga!

Co się stanie, jeśli nie przeprowadzimy ewaluacji i wyzerujemy ostatnie cztery lata? Otóż praca tych wszystkich, którzy się starali pójdzie na marne, a zwycięzcy ewaluacji 2022 r zostają ze swoimi wynikami przez następne cztery lata. Czyli tak naprawdę mrozimy wyniki uzyskane w latach 2017-2021 na prawie dekadę. Ponieważ na razie nikt nie pokazał nowego pomysłu do wdrożenia, to będziemy debatować pewnie tak długo, że następny okres ewaluacyjny zacznie się w 2031 roku. Pokolenie odpowiedzialne dziś za ewaluację i pasztet, który mamy albo będzie już na emeryturze, albo będzie się powoli pakować ze świadomością, że nawet jak ani jednego tekstu nie popełni do 2035 r. to w zasadzie nic nie można im będzie zrobić i zostawią kolejny pasztet młodszemu pokoleniu. Sam będę już powoli pakował manatki, więc w sumie moja chata z kraja.

Jeśli przedłużymy obecnie trwający okres ewaluacji o rok czy dwa, to efekt będzie podobny. W dodatku albo według kulejących zasad ocenimy nie cztery a sześć lat albo w szóstym roku ewaluacji będziemy mieć tę samą dyskusję, którą mamy dziś – żeby nie oceniać, przedłużać, że ludzie szachrują (ok, optymalizują; punktowe tax evasion i tax avoidance to zupełnie różne rzeczy) itp, itd. I dalej nie mamy pomysłu na okres przejściowy. Czyli będzie to, co jest ale dłużej.

Zachowujemy się jak pacjent, który wie, że powinien pójść do lekarza, zoperować się, zrobić badania i uzgodnić co dalej ale tego nie robi, bo może samo przejdzie. Nie przejdzie. Będzie tylko gorzej i załatwimy na perłowo ze szlaczkiem całe pokolenie uczonych albo nawet dwa. Jeśli ktoś się nie zorientował, to przy ewaluacji robionej co cztery lata młody doktor załapie się na sześć – siedem ocen. Jak wydłużymy ten okres to mniej. Przy zmieniających się co chwila kryteriach ewaluacji oraz (uwaga – o tym też zapominamy) awansu naukowego nie można w sensowny sposób zaplanować własnej kariery. Trzeba się dostosowywać w biegu, albo udawać, że te wszystkie kryteria „doskonałości” i „wybitności” są spełnione choć niekoniecznie są. To nie jest problem na kadencję, skutki będą długofalowe.

Zatem – przetnijmy ten wrzód i zróbmy ewaluację na dotychczasowych zasadach. Co najwyżej z bezpiecznikiem polegającym na tym, że jeśli jakaś jednostka miałaby stracić uprawnienia jej dorobek byłby oceniany przez międzynarodowych ekspertów. Dodajmy do tego pełną jawność – osiągnięcia w każdym kryterium dostępne dla każdej dyscypliny via RADoN razem z punktacją, opublikujmy reguły, według których ustalano progi, recenzje osiągnięć w kryterium 3 itd. To są drobiazgi. Nie wymagają daleko idących zmian w przepisach. Za to dają ogląd sytuacji i możliwość zweryfikowania rozmaitych urban legends o robieniu super wyników przez publikacje w czasopismach podejrzanej cnoty. Będzie zestaw danych do dyskusji nad nową ewaluacją.

A co z tą ewaluacją, która się zacznie w 2026? Propozycję takiego tymczasowego rozwiązania można znaleźć tutaj. Dobra. Sam pisałem. Alternatywnie ograniczmy się do wykazu czasopism i wydawnictw naukowych i jeśli jednostka w nich przez następne 4 lata będzie publikować, dostanie finansowanie. Wszyscy z takim samym współczynnikiem, na prostym algorytmie. I będzie można na spokojnie pomyśleć o nowych zasadach, rozważyć ewaluację dydaktyki (tak, tak, jeśli ewaluujemy naukę to i dydaktykę by trzeba, bo inaczej dalej będzie kuzynką Bietką działalności uczonej).

Cokolwiek się zdarzy – „nam chodzi o życie.”