Notka z ciekawych czasów

Jak wszyscy wiemy, czasy są znów ciekawe. Dlatego zamiast leżących odłogiem tekstów o europejskich pomysłach na szkolnictwo wyższe (ciekawych) i kolejnych atrakcjach z wykazem czasopism (sporo zgubionych, żle policzone punkty, takie tam) notka o akademickich konsekwencjach ataku Rosji na Ukrainę.

Akademickie pospolite ruszenie zadziałało jak należy i poza wsparciem materialnym organizuje włączenie uczonych i studentów z Ukrainy w krajowy obieg naukowy. Minister nauki ponownie (za pierwszym razem z ustawami COVIDowymi) poradził sobie całkiem sprawnie. Mamy przepisy pozwalające zatrudniać na stanowiskach akademickich ludzi, którzy często nie mieli czasu zabrać ze sobą dokumentów poświadczających kolejne szczeble kariery. Ułatwiono także przyjmowanie uchodźców z Ukrainy na studia. Powstał system oparty na zaufaniu – wystarczy oświadczenie o posiadanych kwalifikacjach. Widać, że jak się trzeba skupić i rozwiązać problem na szybko, to wszystkim nam wychodzi. Może jest to jakaś wskazówka na przyszłość: zaufajmy akademii i przestańmy regulować i kontrolować wszystko tak, że za chwilę będziemy mieć jeden wielki uczony panoptykon?

Po pierwszej, szybkiej nowelizacji przepisów Konstytucji dla Nauki przyjdzie mam nadzieję pora na zmiany rozporządzeń. Kryzys może bowiem wywołać nieplanowane skutki, którym można zapobiec teraz i to bez wprowadzania na ostatnią chwilę kolejnej tarczy osłonowej. Nowi studenci wliczą się do współczynnika SSR (staff to student ratio), od którego zależy częściowo subwencja. Przy dużym napływie studentów może on w niektórych uczelniach być niekorzystny i uszczuplić ich budżety. Nowoprzyjęci akademicy i akademiczki będą zaczynać badania praktycznie od zera – laboratoria i źródła zostały w ich macierzystych ośrodkach. W dodatku muszą ułożyć sobie życie. Trudno wymagać od nich ekspresowych i dobrze punktowanych publikacji. Tymczasem wisi nad nami liczba N i sankcje za każdego, kto nic nie opublikuje. Tak, wiem, że to drobiazgi, bo problemów jest więcej, ale to są rzeczy, które łatwo uregulować bez zmuszania uczelni do stosowania kreatywnej księgowości.

Nie wiemy, jak długo potrwa wojna. Dlatego może warto myśleć o tym, jak zapewnić ukraińskim uczonym i studentom możliwość rozwoju i odbudowy własnego systemu nauki i szkolnictwa wyższego po zakończeniu działań wojennych. Punktem wyjścia mogą być polskie rozwiązania wojenne – Polski Uniwersytet za Granicą czy polskie wydziały medyczny w Oksfordzie i prawniczy w Edynburgu. Nie postuluję tworzenia ich bezpośrednich odpowiedników. Uchodźcy żyją, pracują i studiują w różnych miastach. Można natomiast pomyśleć o stworzeniu katedr wirtualnych, prowadzących zajęcia i badania w trybie hybrydowym z wykorzystaniem e-learningu. Programy studiów chemicznych czy matematycznych pewnie się nie różnią, ale wykład historii, literatury czy prawa będą inne, bo na co innego się zwraca uwagę w różnych krajach. Może więc dobrze byłoby stworzyć studentom możliwość odbycia części kursów w języku ukraińskim i zgodnie z ukraińskimi programami tak, by mogli oni docelowo uzyskać dwa dyplomy? Nie jest to proste zadanie, ale byłoby wykonalne.

Zostaje ostatnia sprawa – w ramach sankcji zerwaliśmy instytucjonalną współpracę z ośrodkami rosyjskimi, sumieniu badaczy pozostawiamy współpracę z poszczególnymi uczonymi. Zostaje jeszcze jeden problem: publikowanie w rosyjskich lub kontrolowanych przez rosyjskie uczelnie czasopismach na SCOPUS i WoS. Żyjemy w systemie, w którym kategoria B+ jest wszystkim, będzie więc pokusa, żeby dla tych lepiej punktowanych zrobić wyjątek. Może więc warto przemyśleć także reguły kategoryzacji i nadawania uprawnień akademickich? Te bowiem nie przewidują tego, że czasopisma, w których powinniśmy zgodnie z przepisami publikować zrobią się ,sit venia verbo, zbójeckie.