Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego wydał wreszcie długo oczekiwane rozporządzenie w sprawie kategoryzacji (do ściągnięcia wraz z krótkim omówieniem tutaj). Całość na pierwszy rzut oka do przyjęcia, choć parę spraw budzi wątpliwości. Na przykład pojąć nie mogę, dlaczego w ogólnej liczbie publikacji branych pod uwagę przy ocenie monografie mają stanowić maksimum 40% całości? Czyżby ustawodawca uważał publikowanie książek za mniej szlachetne zajęcie, niż publikowanie w czasopismach? A może chodzi po prostu o zapewnienie wydawcom stałej dostawy tekstów? Zdziwienie budzi też to, że punktacja w grupie „pozostałe osiągnięcia” przyznawana jest „po uważaniu” przez zespół oceniający, a maksymalnie można dostać w tej kategorii aż 100 punktów.
Największe zdumienie budzą jednak zasady przyznawania punktów za działalność tzw. „trzeciego nurtu,” czyli opracowania, ekspertyzy, działania artystyczne. Liczą się tu tylko te działania, które były „rozliczane za pośrednictwem jednostki naukowej składającej ankietę.” Kryterium to nie pojawia się tylko w grupie nauk o życiu.
Dla nauk społecznych, w tym prawa i sporej części dyscyplin inżynierskich jest to zabójcze, bo zwykle opinie i ekspertyzy (a w przypadku kierunków artystycznych „działania artystyczne”) są zamawiane u konkretnej osoby. Sprowadzając rzecz ad absurdum, czy ktoś przy zdrowych zmysłach zamówi portret w akademii sztuk pięknych, czy raczej u konkretnego malarza, przypadkiem profesora tejże. Co więcej, reforma ma zachęcać do rozwoju przedsiębiorczości akademickiej, tworzenia spółek spin off i wyprowadzania działalności gospodarczej na zewnątrz uczelni. Zatem to, co dotychczas było robione w ramach uczelni, powinno dziać się poza nią. W tym pisanie ekspertyz. Tyle, że efekty tej działalności nie będą mogły być zaliczone do oceny parametrycznej. Ba, jeżeli uczelnia powoła spółkę, w ramach której będzie prowadzona działalność usługowa, to nawet, gdy przyniesie ona miliony, nie będzie uwzględniana przy ocenie parametrycznej.
O kwestii udostępniania wiedz uczelnianej w ramach open science już nawet nie wspomnę, bo po co, skoro się nie liczy do oceny jednostki.
Czekają nas ciekawe czasy, jeśli chodzi o dostosowywanie przemysłu akademickiego do nowych wskaźników.