18 wspaniałych

W naprawdę godnym uwagi tekście  z grudniowego Forum Akademickiego zatytułowanym O potrzebie podwyższenia standardów J. M. Brzeziński i H. Izdebski proponują kilka środków zaradczych, mających podnieść poziom postępowań awansowych. Odsyłając czytelnika do źródła ograniczę się tylko do wskazania najważniejszych pomysłów Autorów:

  • Zwiększenie minimum kadrowego potrzebnego do uzyskania praw habilitacyjnych do 18 pracowników samodzielnych, w tym 9 profesorów i 8 ze stopniem doktora habilitowanego
  • Przeprowadzanie postępowań poza jednostką macierzystą habilitanta lub doktoranta
  • Przez tekst przewija się też delikatna sugestia powrotu do zatwierdzania habilitacji przez CK.

Autorzy wskazują na poważne problemy z rozwojem nauki polskiej, w tym na obniżenie standardów. Środki zaradcze, jakie proponują są radykalne i chyba nowe na skalę światową. Być może warto, zanim zaczniemy pracować nad kolejnymi zmianami ustawy przyjrzeć się, jak pewne sprawy robi się za granicą. Punktem odniesienia mogą być tu np. Niemcy, które są krajem a) znającym habilitację, b) którego system szkolnictwa wyższego służył niegdyś jako punkt odniesienia dla tworzenia przepisów polskich.

Jak rzecz wygląda zatem za granicą? Otóż kwestie uprawnień habilitacyjnych i doktorskich regulowane są w ustawach o szkolnictwie wyższym poszczególnych landów, które czynią to w sposób dla polskiego czytelnika niezwykły. Otóż zgodnie z przepisami landowymi poszczególne, wskazane a ustawie szkoły wyższe mają prawo nadawania stopni doktorskich  i habilitacji. Bez żadnych dodatkowych warunków i niezależnie od liczby profesorów zatrudnionych w danej uczelni (zob. np. par. 4 HSchulG HE, art. 81 Bay H SchG, par. 40 – 41 SachsHSG). Jeżeli przyjmiemy, że poziom niemieckich doktoratów i habilitacji jest wyższy, niż słowackich, a porównywalny z poziomem polskich doktoratów i habilitacji, nasuwa się wniosek, że być może to nie w liczbie samodzielnych tkwi problem.

Na marginesie należy też wspomnieć o istnieniu w prawach landowych możliwości prowadzenia wspólnych programów doktorskich przez uniwersytety i wyższe szkoły zawodowe (np. art. 67a Hochschulgesetz NRW).  U nas możliwości prowadzenia środowiskowych studiów doktoranckich pozbawiono niedawno jednostki z prawami doktoryzowania, a bez praw habilitacyjnych. Istnienie takich programów mogłoby stanowić istoty czynnik rozwoju wyższego szkolnictwa zawodowego.

Należy też pamiętać, że podwyższone minima kadrowe przy jednoczesnym zaostrzeniu reguł uzyskiwania tytułu naukowego (pomimo zmian poprzeczka w niektórych dyscyplinach jest ustawiona tak, że naprawdę trudno ją przeskoczyć) będzie prowadzić do znacznego zmniejszenia się liczby jednostek nadających stopnie. Może także prowadzić do sytuacji, w której uzyskanie habilitacji nie będzie możliwe ze względu na zbyt małą liczbę pracowników samodzielnych reprezentujących poszczególne dyscypliny.

Być może problem nie tkwi w źle napisanych przepisach, ale w spaczonych kryteriach funkcjonowania w nauce, tudzież w tym, że uniwersytecki mindset nastawiony jest nie na poszukiwanie prawdy, ale gromadzenie punktów i zdobywanie stopni. W systemie, w którym nie ma czasu na spokojne myślenie nie prowadzi się pionierskich badań, publikuje tylko rzeczy dające punkty i granty, stopnie zdobywa na siłę (bo wywalą z roboty), a czasem, ostatnio coraz częściej, próbuje iść na skróty. Daleko nam jeszcze do Chińczyków, którzy jakiś czas temu rozbili gang oszustów oferujący aspirantom do tytułów, stopni i stanowisk falsyfikaty numerów Nature z ich tekstami, jesteśmy jednak niebezpiecznie blisko takiego modelu.

Tego jednak ustawą się nie naprawi, bo to jak zasłanianie się parasolką przed falą tsunami. Naprawić możemy to sami, wracając do rzetelnych reguł gry. Tylko ryzyko z tym związane jest wielkie, bo wyrzucą, obniżą kategorię, nie uzyskamy uprawnień, stracimy uprawnienia itd…