Lawina idzie* Część I – klasyfikacja dyscyplin

* Tytuł absolutnie nie związany z książką Józefa Bieniasza. Mam nadzieję, że duch jednego z ulubionych autorów mojego dzieciństwa wybaczy mi to zapożyczenie.

 

Pan Prezydent podpisał Ustawę 2.0, która teraz spokojnie sobie leży i czeka na najbliższą nowelizację. W międzyczasie MNiSW zasypuje nas kolejnymi projektami rozporządzeń, prosząc o niezwłoczne przesłanie uwag. Po raz kolejny przy pracach nad reformą mam mieszane uczucia. Otóż ministerstwo najwyraźniej przejęło się ideą konsultowania projektów aktów prawnych z interesariuszami, bardzo poważnie podchodząc do tego problemu. Nie czepiam się więc tego, że konsultacje odbywają się w jedynym miesiącu, w którym cały personel akademicki jest na urlopie. Inaczej się nie dało. Proces konsultacji nie jest może idealny, jednak wszyscy się uczymy rozmawiania ze sobą, a nie warczenia na siebie. Kuleje natomiast etap oceny wpływu, która wyraźnie jest robiona bardziej na wyczucie, niż w ramach informed public policy. I piszę to ze świadomością, że te intuicje są w wielu miejscach trafne. Problemem jest także sposób uzasadniania rozporządzeń, tu mamy w zasadzie tylko powtórzoną treść przepisów. O symulacjach skutków wejścia w życie przepisów dla każdej z trzech grup uczelni (badawczych, regionalnych, zawodowych) możemy tylko  pomarzyć.

Na razie z lawiny projektów rozporządzeń najistotniejsze wydają się trzy, dotyczące kolejno: wykazu dyscyplin naukowych,  tworzenia nowego wykazu czasopism i wydawnictw oraz zasad ewaluacji. To ostatnie wpływa na znacznie więcej, niż ewaluacja, prawa akademickie i autonomia dydaktyczna. (Nie)spodziewanym skutkom ewaluacji poświęcę jednak osobny wpis. Wciąż brak projektu rozporządzenia w sprawie podziału subwencji dla uczelni oraz algorytmu jej podziału. Ocena projektów rozporządzeń nie może więc uwzględnić kluczowej kwestii wpływu wyników ewaluacji na to, ile pieniędzy dostaną uczelnie do swojej dyspozycji.

Zgodnie z zapowiedziami nowa klasyfikacja dyscyplin bazuje na tej stosowanej przez OECD. Jak każde takie zestawienie jest ona w znacznej mierze kwestią arbitralnego wyboru, dokonanego trochę na zasadzie „jakaś tabelka być musi.” Ministerstwo wskazuje w OSR kraje posługujące się tą klasyfikacją, nie tłumaczy jednak, dlaczego nie przyjęło systemu stosowanego w krajach mających najwięcej uczelni w pierwszej setce rankingu szanghajskiego. Lakoniczne jest też uzasadnienie likwidacji niektórych dyscyplin („za mało uprawiających”), utrzymania części z nich  (uzasadniono nauki o bezpieczeństwie i teologię) lub rozdrobnienia niektórych (prawo, filologia i ekonomia), choć zgodnie z klasyfikacją OECD stanowią jedną całość. Nie wiemy więc np., dlaczego zlikwidowano nauki o rodzinie, etnologię i historię sztuki, ale nie zlikwidowano, a jedynie połączono z naukami politycznymi nauki o polityce publicznej. W klasyfikacji OECD nauki o rodzinie są w dziale 5.4 (socjologia) w podgrupie problemy społeczne, razem z pracą socjalną, gender studies, feminologią i problemami społecznymi. Nie wiemy natomiast, czy nowa dyscyplina „nauki socjologiczne” obejmuje także nauki o rodzinie. Być może należałoby dyscyplinę zdefiniować jako „socjologia, nauki o rodzinie i praca socjalna?”

Nauki prawne rozdrobniono i podzielono na nauki prawne i prawo kanoniczne, a administrację przeniesiono do nauk politycznych. Jest to mało zrozumiałe, gdyż wg. bazy Pol-On są tylko 2 (słownie: DWA) mające prawo nadawania stopnia doktora w dziedzinie prawa kanonicznego, a studia na tym kierunku prowadzą jeszcze dwie uczelnie. Zatem utworzono dyscyplinę tylko na potrzeby czterech ośrodków, z których, dwa mają kategorię B+/A w kieszeni, jeden zatrudnia równo 12 pracowników, a jeden nawet nie dochodzi do 12 kanonistów Summa fecit – mamy dyscyplinę stworzoną wbrew założeniom dla stosunkowo niewielkiej liczby jednostek. Oczywiście z mojej indywidualnej perspektywy jest dobrze – będzie o dwóch konkurentów mniej przy ewaluacji prawniczej. Z drugiej jednak strony logika nakazuje włączenie kanonistów do nauk prawnych (canonista sine legibus nihil) albo do teologii.  Natomiast jeśli chodzi o nauki o administracji, to obejmowały one naukę administracji, prawo administracyjne i postępowanie administracyjne. Z uzasadnienia projektu wynika, że w naukach prawnych zostaje tylko prawo administracyjne, natomiast postępowanie administracyjne będzie częścią nauk politycznych. Jeśli ktoś by się chciał przejąć uzasadnieniem, to taka kwalifikacja będzie niespodzianką tak dla procesualistów, jak i politologów.

Podobne rozdrobnienie pojawiło się jeszcze co najmniej w dwóch przypadkach – filologii i ekonomii. Pierwsza wg klasyfikacji OECD mieści się w dyscyplinie „języki i literatura” obejmującej językoznawstwo i literaturoznawstwo. Dlaczego w projekcie wyodrębniono dwie osobne dyscypliny, możemy tylko zgadywać. Bo przecież nie chodziło o to, żeby mniejszym ośrodkom było trudniej zebrać dobrze publikujące zespoły, prawda? Obie dyscypliny są mocno ze sobą związane, więc ich rozdzielanie nie ma chyba innego sensu? [Komentarze filologów mile widziane, ja tu tylko zgaduję]

Jeszcze ciekawiej jest w naukach ekonomicznych. W klasyfikacji OECD jest jedna kategoria „ekonomia i biznes” obejmująca ekonomię, ekonometrię, stosunki przemysłowe oraz biznes i zarządzanie. W pakiecie ministerialnym mamy trzy dyscypliny: ekonomię i finanse, geografię społeczno-ekonomiczną i gospodarkę przestrzenną oraz nauki o zarządzaniu i jakości. Nie wdając się w szczegóły możemy tu też zapytać o celowość takiego odstępstwa od klasyfikacji  OECD. Na pewno ubocznym skutkiem połączenia zarządzania i towaroznawstwa („i jakości”) będzie to, że uczelnie prowadzące badania towaroznawcze dostaną lekki bonus w ewaluacji (towaroznawcom zdarza się uprawiać naukę sensu proprio  i publikować np. tam, gdzie chemicy).

W projekcie rozporządzenia brakuje przepisów przejściowych, pozwalających ustalić, do której dyscypliny przypisać uczonych płci obojga mających na dyplomach dyscypliny likwidowane (taki dr nauk hum. w zakresie nauk o rodzinie będzie od października socjologiem nawet, jeśli jego doktorat miał tytuł „Św. Józef jako idealny pater familias?”). Brakuje też, choć to raczej materia ustawowa, wytycznych jak klasyfikować osoby, które uzyskały stopnie w krajach OECD, ale te stopnie są z dysycplin nie wymienionych w wykazie. Na problem ten zwracał uwagę prof. B. Śliwerski, twierdząc, że np. uzyskana za granicą docentura w dyscyplinie „praca socjalna” nie może być traktowana jako równoważna habilitacji z zakresu socjologii czy pedagogiki (tu i tu), bo to inna dyscyplina, a pracy socjalnej w ogóle nie ma w wykazie. Ten szczególny problem akurat traci na aktualności, bo jeśli wykaz dyscyplin wykładać zgodnie z klasyfikacją OECD, to wszyscy słowaccy docenci pracy socjalnej zostaną hurtem z mocy prawa socjologami. Zostaje natomiast problem, jak potraktować kogoś, kto legitymuje się np. PhD  w specjalności przywództwo organizacyjne, administracja szkołą wyższą, kognitywistyki czy humanistyki medycznej? Socjologia, zarządzanie, administracja,filozofia czy ki czort?

 

 

2 Comments

  1. Jako wywołany do tablicy filolog pozwalam sobie zwrócić uwagę na kilka faktów. Primo, w dyscyplinie „filologia” uprawiana jest również translatologia, która bardzo często balansuje na granicy językoznawstwa i literaturoznawstwa. Secundo, jako zupełnie inna dyscyplina wymieniane są „nauki o komunikacji społecznej”. które również o filologię zahaczają, zwłaszcza w zakresie krytycznej analizy dyskursu, gdzie analizie poddawany jest np. język mediów. Tertio, uprawiana dzisiaj nauka jest o wiele bardziej interdyscyplinarna niż jeszcze kilkanaście lat temu, więc nakazywanie wpisania się w jeden, stosunkowo wąski okrąg zainteresowań badawczych jest ze szkodą nie tylko dla samego badacza, uczelni, w której pracuje, ale tez dla nauki sensu stricte (aczkolwiek owo tertio już bardziej dotyczy rozporządzenia o ewaluacji dyscyplin).

Możliwość komentowania jest wyłączona.