To, że jesteśmy w drugiej połowie kampanii wyborczej jest newsem równie aktualnym, jak wieść o śmierci królowej Bony. Wszyscy wiedzą. Kompetencje prezydenta w sprawach nauki i szkolnictwa wyższego są, najdelikatniej mówiąc, umiarkowane. Nadaje tytuł profesora, a i ta kompetencja od wejścia w życie obecnie obowiązującej Konstytucji jest ograniczona w tym sensie, że bez kontrasygnaty premiera ani rusz. Czyli można się spodziewać, że kandydaci na najwyższy urząd w kraju raczej nie oprą swojej kampanii na potrzebie (kolejnej/dalszej) reformy nauki i szkolnictwa wyższego. Na usilną prośbę jednego z p.t. Czytelników niniejszego bloga spróbuję jednak wyłuskać ważne dla naszego sektora fragmenty programów wyborczych kandydatów, którzy w I turze uzyskali co najmniej 2% głosów. O ile to możliwe w dzisiejszych czasach – sine ira et studio.
Robert BIEDROŃ skupił się na kwestiach nie związanych z oświatą, nauką i szkolnictwem wyższym. W programie dominują sprawy społeczne z innego zakresu.
Krzysztof BOSAK ma w swoim programie głównie kwestie ustrojowe. Dla nauki i szkolnictwa wyższego znaczenie ma propozycja przeznaczenia dochodów z eksploatacji surowców mineralnych na specjalny fundusz finansujący badania naukowe.
Andrzej DUDA również nie skupia się na kwestiach nauki i szkolnictwa wyższego – sztandarowa reforma trwa. Dla rozwoju sektora istotna jest obietnica stworzenia „Polski równych szans.” Pod tym hasłem kryje się zapowiedź kontynuowania wysiłków na rzecz zrównoważonego rozwoju kraju. Jest to o tyle ważne, że jest to możliwe tylko przy wsparciu rozwoju ośrodków naukowych i dydaktycznych położonych poza metropoliami.
Szymon HOŁOWNIA chce nowoczesnej edukacji na miarę XXI w., inwestycji w (przyszłych) zaangażowanych obywateli i pracowników. Ma towarzyszyć temu zwiększenie kompetencji władz lokalnych w tej dziedzinie. Szczegółów brak. Informacji, czy chodzi tylko o oświatę czy także „edukację wyższą” (np. przeniesienie niektórych kompetencji MNiSW na samorząd województwa) brak.
Władysław KOSINIAK – KAMYSZ w swoim programie skupia się na oświacie, która wyraźnie dla kandydata jest ważna. Jest kilka konkretnych propozycji, przy czym jedna z nich może mieć znaczenie także dla sektora nauki i szkolnictwa wyższego. Mowa o polepszeniu warunków pracy nauczycieli, w tym zrównania przeciętnej płacy nauczyciela ze średnią krajową (jak rozumiem w sektorze przedsiębiorstw). Pomijając problem z liczeniem średnich wynagrodzeń w oświacie ten skądinąd słuszny postulat [płace w sektorze publicznym wyją o reformę] rodzi pytanie, jak zwiększenie wynagrodzeń w oświacie wpłynie na atrakcyjność pracy w szkolnictwie wyższym? Może się bowiem zdarzyć, że po takiej reformie nauczyciel będzie średnio zarabiał więcej, niż średnio zarabia jego akademicki kolega. I na tym kończę, nie wdając się w rozważania, kto ma bardziej wyczerpującą i obciążającą pracę, kto pracuje 18 a kto 8 godzin w tygodniu itp itd.
Rafał TRZASKOWSKI jako jedyny kandydat zauważa naukę i szkolnictwo wyższe. Czyni to jednak w dość ezopowy sposób: z tez programowych trudno odczytać, jakie konkretne rozwiązania ma on na myśli. Program Rafała Trzaskowskiego w części „Nauka” składa się z pięciu postulatów i jednej deklaracji ideowej. Kandydat proponuje ocenę naukowców według „kryteriów doskonałości ich dyscyplin, a nie według wymyślonych przez urzędników standardów” oraz zapowiada dążenie do tego, by Prezydent, minister czy urzędnik państwowy nie byli recenzentami tytułów naukowych. Drugi postulat to postulat przejrzystości: procedur awansowych, przyznawania grantów, unikania konfliktu interesów. Trzeci to przekształcenie Narodowej Rady Rozwoju w Think Tank, czwarty – uproszczenie przepisów o zamówieniach publicznych. Piąty – otwarcie na start-upy. Deklaracja ideowa dotyczy autonomii uczelni i ich niezależności od świata polityki. System, w którym państwo niemal nie wtrącało się do tego, co się dzieje na uczelniach zafundowaliśmy sobie w 1990 r. Niemal, bo odkleić uczelni od państwa albo innego głównego płatnika się nie da. Przejrzystość procedur wprowadzamy mniej więcej od czasu powstania KBNu i idzie to powoli, ale jakoś idzie. Mam wrażenie, że kandydatowi przeszkadza bardziej praktyka stosowania przepisów, niż ich wadliwa konstrukcja. To samo dotyczy chyba zamówień publicznych czy wsparcia start-upów. Natomiast tezy o ocenie naukowców można rozumieć na kilka sposobów: a) jako zapowiedź, że kandydat po objęciu urzędu podpisze każdą nominację profesorską, b) jako zapowiedź inicjatywy ustawodawczej i likwidacji tytułu profesora oraz c) jako odcięcie się od dotychczasowych reform, których istotną częścią jest to, że to uczeni proponują kryteria oceny i tej oceny dokonują, natomiast organ państwowy podejmuje ostateczną decyzję. Wykładnia autentyczna ze strony sztabu mile widziana.
Podsumowując: w drugiej turze mamy do czynienia z dwoma kandydatami, których stronnictwa były odpowiedzialne za wprowadzenie dwóch dużych reform nauki i szkolnictwa wyższego. Reform, których skutków na razie nie jesteśmy w stanie w pełni ocenić, ale będących jednym z nielicznych punktów, w których oba stronnictwa nie mają diametralnie różnych poglądów. Na bazar pomysłów na jeszcze jedną reformę pewnie poczekamy do następnych wyborów parlamentarnych. I może dobrze, bo chciałbym choć przez parę lat wiedzieć, na czym stoję.
1 Comment
Możliwość komentowania jest wyłączona.