Sprostowanie listy proskrypcyjnej

Właśnie ukazało się sprostowanie wykazu czasopism, a w związku z tym świat znowu stanął na głowie. Okazało się bowiem, przynajmniej w mojej działce, że nic nie jest takie, jak być powinno.

Zanim przejdę do dalszej analizy – krótka informacja o konflikcie interesów. Otóż jestem żywotnie zainteresowany tym, żeby jednostka, którą kieruję osiągnęła przyzwoitą kategorię badawczą. Wyniki, które mamy, gdyby je oceniać według normalnych reguł, mamy naprawdę przyzwoite (nie genialne, nad czym ubolewam, ale takie, jakie można na tym etapie osiągnąć). Poza tym jestem w redakcjach kilku czasopism, w tym jednego wyżej i drugiego niżej punktowanego. W tej sytuacji trudno analizować nie myśląc o przyszłości zespołów, które współtworzę, i które od kilkunastu lat dają z siebie wszystko, żeby być czymś więcej, niż tylko kolejnym zakładem korepetycji przed egzaminem wstępnym na aplikacje.

Co widać z korekty wykazu w naukach prawnych? Widać, że losująca punkty sierotka zatrudniana przez ministerstwo ma wyraźnie swoich ulubieńców. Poza liderami dostającymi za kontrolowane przez nich czasopisma punkty ex aequo et bono (zakładam, że z podniesioną banderą przeszły ostrą procedurę recenzyjną) mamy w wykazie wysoko punktowane czasopisma nowych ośrodków akademickich czy niepublicznych uczelni, w tym takich, których raczej nie kojarzono z zaawansowanymi badaniami. Nie będę ich tu wymieniał, bo po pierwsze to nie wina redakcji, że złożyła skuteczną suplikę o „dosypkę” punktów, a po drugie – to w większości są przyzwoite czasopisma. Czy tak wybitne, by przeskoczyć z 20 pkt lub zera na 70, 100, 140 pkt. to już zupełnie inna historia. Zwłaszcza, jeśli porówna się je z czasopismami, które zadały sobie trud dbania o jakość, są notowane w międzynarodowych bazach danych itd. Część tych czasopism jest na SCOPUS lub w Emerging Sources Citation Index, niektóre mają nawet wskaźniki na przyzwoitym poziomie. Inne znalazły się w HeinOnline, EBSCO, DOAJ, AmelicA czy na liście norweskiej. OK, to nie są bazy wyraźnie wymienione przez ministerstwo jako referencyjne, ale postęp widać. No i jak ma się czuć redakcja takiego czasopisma widząc, że konkurencja, choć się niespecjalnie stara, nagle dostała tyle samo punktów albo i więcej? Ba, nawet z perspektywy współredagowanego przeze mnie 40-punktowca szlag człowieka trafia, jak widzi, że czasopisma z pewnością nie lepsze, a nawet takie, które numery za ostatnie 5 lat wydały w tym roku, dostały od ministerstwa więcej punktów niż „moje?” Jak uwolnić się od myśli, że tu po prostu ktoś gra nieczysto i niezależnie od tego, jak bardzo się starasz, wyżej ogona nie podskoczysz.

Tak, czy siak: nowy wykaz ma cztery widoczne skutki:

Po pierwsze zabije sporo czasopism prawniczych. W tej chwili nie opłaca się publikować w niczym, co ma mniej niż 70 pkt. Czyli czasopisma za 20 lub 40 niezależnie od ich jakości są do likwidacji. Nikt poza desperatami i hobbystami nie będzie chciał w nich publikować.

Po drugie dostaliśmy wyraźny sygnał, że całe to gadanie o jakości, umiędzynarodowieniu, wchodzeniu do baz danych to, niezależnie od sensowności całej tej imprezy, pic na wodę i fotomontaż. Liczy się tylko to, czy uda się przekonać ministra, żeby dał fajne punkty.

Po trzecie, w tym systemie bardzo trudno protestować przeciwko takim mniej lub bardziej uzasadnionym zmianom punktacji. Jak nie dostałeś punktów albo dostałeś ich za mało – będzie, że jesteś nieudacznik, który płacze, że mu się należy nawet, jak nie umie. Jeśli dostałeś dosypkę, a jesteś dużą uczelnią, to jakoś niezręcznie jest protestować. Protestują zewnętrzne wobec uczelni ciała uczone, choć i im jest trudno. Dobre i zasłużone „Państwo i Prawo” już w pierwszym wykazie znalazło się bez żadnego trybu i trudno się dziwić , że nikt, łącznie z najbardziej zainteresowanymi, przeciwko temu nie protestował. Nieobecność „Państwa i Prawa” w wykazie pokazywałaby jednak grzech pierworodny, którym był on dotknęty.

Po czwarte: obecność w wykazie wysoko punktowanych czasopism związanych z danym ośrodkiem świadczy, że jest on w łaskach u ministra, natomiast to, że czasopismo związane z daną uczelnią ma mniej niż 70 pkt. świadczy o czymś zupełnie innym: o tym, że dany ośrodek popadł w niełaskę. O ile w poprzednim wpisie ironizowałem, że wyznawca teorii spiskowych mógłby myśleć, że te niżej punktowane ośrodki są do zaorania, o tyle teraz jestem przekonany, że tak po prostu jest. Przy całej retoryce krytycznej wobec „neoliberalnych reform” wydaje się, że ta administracja chce osiągnąć to, czego nie zrobili poprzednicy: zmniejszyć liczbę ośrodków akademickich, a pozostałe przekształcić w akademie nauk stosowanych. Groby pobielane, akademickie zombie, żywe trupy z ładną nazwą, ale bez funduszy i możliwości rozwoju. I nie chce tego zrobić uczciwie, biorąc odpowiedzialność polityczną za decyzję o zmianie statusu, powiedzmy, 3/4 uczelni w kraju. Zamiast tego, tak manipuluje regułami gry, żeby móc powiedzieć „utrzymujemy tylko najlepszych, a nieudaczników nie będziemy wspierać.” Tam, gdzie o zwycięstwie lub porażce nie decydują osiągnięcia a pióro ministra to tylko ładna wymówka. Przerzucenie odpowiedzialności na innych w dość paskudny sposób. Praktyka znana od początku reform nauki, tu doprowadzona do perfekcji. Z perspektywy mojej firmy – dostaliśmy wyraźny sygnał, żeby nie podskakiwać, bo i tak nas kosiarka z glebą zrówna. A apelacje możemy pisać do ślepej kiszki, bo niezależnie od wyników nie należymy do wybrańców. Tyle oznacza czasopismo wydziałowe za 40 lub 20 pkt. I to nawet, jeśli 80% tekstów w tym czasopiśmie ma autorów z innych ośrodków.

Jest jeszcze jedna rzecz – przy obecnym mindsecie stawiam dolary przeciwko orzechom, że te uczelnie, które dostaną wysokie kategorie z dumą obwieszczą to na swoich stronach, fanpejdżach w mediach społecznościowych i odtrąbią w prasie. O tym, jak te zawody wyglądały nikt nie będzie chciał pamiętać. Ważne, że zwyciężyli ci, co zwyciężyć mieli. I nie, nie spodziewam się, że rektorzy nie będą się chwalić wynikami. To jest marketingowo istotne a w niektórych dyscyplinach nie było pokusy manipulacji. Spodziewam się jednak, że wszyscy będą twierdzić, że sukces zawdzięczają wyłącznie swojej ciężkiej pracy, a ci mniej szczęśliwi dostali po prostu to, co im się należało, nieroby jedne.

3 Comments

  1. A może powstanie „rynek” czasopism, które nie będą dbały o punkty, ale będą adresowane do praktyki, a więc będą po prostu czytane?

Możliwość komentowania jest wyłączona.